9 maj 2011

Bestia Króla Artura, cz. 6 z 6

Albert ze zgrozą stwierdził, że drzwi w domku Baudouin'a nie mają żadnego zamka. Nie myśląc wiele, zastawił je dębowym stołem, a sam skierował się w stronę klapy, która prowadziła do ukrytej pod podłogą ciasnej spiżarni. Zszedłszy na dół, zatrzasnął ją. W tej samej chwili usłyszał rozdzierający wrzask Ollforda, powalanego przez bestię.

A potem nastąpiła długa cisza.

Podkuliwszy nogi, hrabia Albert siedział przygarbiony w ciemnym wnętrzu skrytki. Po jakimś czasie dobiegł go odgłos ciężkich kroków i coś uderzyło z impetem w drzwi. Albert usłyszał, jak stół przewraca się i stworzenie wpada do izby, sapiąc i rzężąc złowrogo...

Ale nie – to nie były odgłosy bestii. To musiał być baron von Pless.

Ponownie rozległ się tętent, a potem krzyk, i zwaliste ciało barona upadło na podłogę, aż deski zatrzeszczały nad głową Alberta. Spomiędzy szpar zaczęła kapać ciepła krew.

Przez chwilę hrabia słyszał, jak zwierzę odrywa kęsy mięsa i kłapie szczęką, wydając mokre mlaśnięcia. I te mlaśnięcia przerażały go bardziej niż bijący od potwora smród.

Przeczekam to, pomyślał. Poczekam, aż się nasyci i odejdzie, a wtedy ucieknę. Może Phillippe i pozostali jeszcze żyją...

Wtedy nad jego głową rozległy się kolejne kroki. Spokojne, miarowe stukanie obcasów, które po chwili ucichło. Ktoś wszedł do chaty i zatrzymał się tuż obok klapy.

Podłoga zatrzeszczała i klapa podniosła się.

Albert uniósł wzrok i odetchnął z ulgą.

Phillippe! Dzięki Bogu, żyjesz! Czy bestia już sobie poszła?

Ale tuż obok nogi Phillippe'a ukazał się ogromny, ohydny łeb. Stworzenie spojrzało na Alberta i oblizało się.

Hrabia de La Force się uśmiechnął.

Mój drogi Albercie, nie nazywam się Phillippe – powiedział przesadnie słodkim tonem – Moje imię brzmi: Artur. Jestem królem.

Albert patrzył na niego szeroko otwartymi oczami. Przeniósł wzrok na potwora, a potem znów spojrzał na Phillippe'a.

Phillippie, zlituj się, przecież uratowałeś mi życie, gdy polowałem w Afryce!

Ale Phillippe uśmiechnął się jeszcze szerzej.

Zgadza się. W ten sposób zdobyłem twoją przyjaźń. Nic tak nie zbliża do drugiego człowieka, jak bycie przez niego ocalonym od śmierci.

Albert poczuł, jak całe jego ciało obejmuje zgroza. A więc to wszystko było ukartowane. Uratowanie życia, naleganie na zakup domku w Huelgoat, polowanie z udziałem najznakomitszych arystokratów Europy... Zwabił ich tu, aby wszyscy zginęli, bo ich przodkowie toczyli wojny przeciwko Celtom.

Przełknął ślinę i wziął się w garść. Postanowił podjąć ostatnią próbę wyjścia z tego cało.

Phillippie... – zawahał się – Arturze... okaż mi łaskę. Przez wzgląd na naszą przyjaźń, nie zabijaj mnie.

W błagalnym geście wyciągnął w górę rękę.

Phillippe patrzył na niego przez chwilę, po czym uśmiechnął się raz jeszcze i podał mu swoją dłoń, pomagając wyjść.

Kiedy już Albert stanął na podłodze i otrzepał się, Phillippe powiedział po prostu:

Merlinie, bierz go.

Następnie odwrócił się i wyszedł przed chatę, zamknąwszy za sobą drzwi.

Słuchając, jak Albert krzyczy, rozrywany na strzępy, wyciągnął z kieszeni niewielki notes i otworzył go, marszcząc przy tym brwi.

Tak... a za tydzień przyjeżdża tu lord Alkimoor, wraz ze swoją kompanią – rzekł do siebie cicho.

Koniec

Nie masz stracha? Przeczytaj Przysięgę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Toplista: Najlepsze Horrory w Necie
Toplista: Opowiadania
Toplista: Straszne historie