23 gru 2012

WESOŁYCH ŚWIĄT


Sanki leżały wywrócone i z powyginanymi płozami. Święty Mikołaj wlókł dziecko po śniegu. Miało rozprute gardło i ciemna, tętnicza krew zostawiała za nimi podłużny ślad. Mikołaj skręcił i krwawa linia zatoczyła półkole. Dziecko jeszcze żyło – jedna z jego powiek podskakiwała w agonalnych drgawkach. Nieopodal, pod drzewem, skrępowani, zakneblowani i przerażeni leżeli dwaj inni chłopcy. Czekali na swoją kolej.

*

Morderca w stroju Świętego Mikołaja, też coś – powiedział policjant siedzący obok pilota. – Dzisiaj jest wigilia, połowa miasta chodzi w takim przebraniu. Jak, do cholery, mamy go znaleźć?
Pilot gwałtownie zatrzymał helikopter.
Chyba właśnie nam się udało... Spójrz.
Pod nimi rozciągał się park. W przerzedzeniu, u stóp pagórka, na śniegu widniał ogromny czerwony napis:
Wesołych Świąt.


Koniec

29 paź 2012

POLTERGEIST, cz. 1 z 7


Cmentarz Greyfriars, Edynburg

Kszszsz... Widzę wejście do krypty... kszsz... kraty są otwarte... ksz... że tak powiem, ciemno tam, jak w dupie.
Okej, Dave, wchodzicie za trzy, dwa...
Cmentarna aleja z obydwu stron zamknięta była rzędami starych grobowców. Panowała wieczorna szarówka. Przez chwilę było całkowicie pusto i cicho – i nagle z dachów zaczęli się wysypywać antyterroryści. Ustawili się w setki razy przećwiczonych pozycjach przed wejściem do krypty i kilku z nich wpadło z okrzykami do środka. Światła latarek natychmiast rozproszyły mrok i ukazały przerażonych ludzi, przylgniętych plecami do ścian ciasnego kamiennego pomieszczenia. Pośrodku stał mężczyzna; wysoko nad głową trzymał czarny pakunek. Był zdezorientowany wtargnięciem policjantów, ale nie ruszył się z miejsca.
Dave dał znak pozostałym, żeby przestali krzyczeć, a sam opuścił broń, zdjął maskę i zrobił krok w jego kierunku.
N... nie podchodź!
Chcemy ci pomóc. – Ostrożnie zrobił jeszcze jeden krok. – Porozmawiajmy.
Mężczyzna rozglądał się nerwowo. Oddychał szybko i miał nienaturalnie szeroko otwarte oczy. Dave był coraz bliżej.
Pomogę ci zrobić to, co chcesz. Wystarczy tylko, że...
Nagle, jednym szybkim ruchem, Dave wyrwał zamachowcowi paczkę. Dwóch innych policjantów rzuciło się na mężczyznę i obezwładniło go, a pozostali już zaczęli wyprowadzać ludzi.
Dave obejrzał ostrożnie pakunek. Bomba była uzbrojona, ale nie odpalona. Odetchnął z ulgą. Przesunął światłem latarki po sklepieniu i ścianach. Cegły były ogromne i osmalone brudem starości. Na niektórych widać było ślady zadrapań.
Przez chwilę zakręciło mu się w głowie.
Nie! To musi zginąć! Zniszczyło mi życie! – wrzeszczał terrorysta, szamocząc się.
Dave oprzytomniał.
Dobra, zabrać go stąd.
Gdy wywlekli mężczyznę, obrzucił jeszcze raz kryptę spojrzeniem. Niezbyt przyjemne miejsce. Gdyby nie dowodził właśnie akcja, pewnie ciarki przeszłyby mu po plecach.
Wzruszył ramionami i wyszedł.


Poltergeist, cz. 2 z 7

Bryan rzucił teczkę z aktami na biurko i usiadł w obrotowym fotelu.
Poltergeist.
Co?
Dave wyciągnął się w fotelu naprzeciwko i podrapał po ramieniu.
Złośliwy duch. Facet twierdzi, że go opętał. I że niszczy jego życie. Dlatego chciał wysadzić jego kryptę w powietrze.
Dave wywrócił oczami.
Oryginalnie. I musiał to zrobić akurat wtedy, gdy w środku była wycieczka turystów?
Ta wycieczka to jedyny sposób, żeby dostać się do środka. To Czarne Mauzoleum; reklamują je jako jedno z najbardziej nawiedzonych miejsc na świecie. Straszy tam poltergeist Mackenziego. Dziwię się, że o tym nie słyszałeś, długo już mieszkasz w Edynburgu... W każdym razie, tylko przewodnicy wieczornych wycieczek mają klucze do tej części cmentarza.
Dave ponownie sięgnął do ramienia. Bryan kontynuował:
Ludzie piszą w Internecie, że po wizycie w mauzoleum słyszą dziwne odgłosy, nie mogą oddychać, znajdują na swoim ciele swędzące znaki...
Dave momentalnie przestał się drapać. Odchrząknął.
Świr.
Ewidentnie świr! – zaśmiał się Bryan.
No nic – Dave wstał – Dzięki, że zaspokoiłeś moją ciekawość.
Zawsze chętnie to robię! Wiem, że lubisz wiedzieć wszystko o sprawach, w których bierzesz udział. Trzymaj się! – powiedział Bryan i zaserwował mu najszerszy ze swoich uśmiechów.
Dave wyszedł zamyślony z jego gabinetu. Coś nie dawało mu spokoju...


Poltergeist, cz. 3 z 7

Dave zamknął okno. Skrzywił się na dźwięk, który przy tym wydało. Co wieczór obiecywał sobie, że je naoliwi i zawsze zapominał.
Lubił swoje mieszkanie na poddaszu, mimo że wszystko tu skrzypiało, trzeszczało i chrobotało, kiedy się poruszał. Ale cóż, przynajmniej mieszkał w jednej z najstarszych dzielnic i w jednym z najstarszych budynków w Edynburgu.
Odwiesił szlafrok, zgasił lampkę i położył się w łóżku. Leżał przez chwilę, gapiąc się w padający na sufit trójkąt światła z ulicznej latarni. To właśnie lubił. Kiedy kręcił się po mieszkaniu, wszystko wydawało jakieś odgłosy, ale gdy już się położył, słyszał, jak bardzo w tej części miasta jest cicho.
W pewnej chwili przez trójkąt światła przemknął jakiś cień. Dave z niedowierzaniem zamrugał oczami. Przecież mieszka na poddaszu. Czyżby ktoś był na zewnątrz?
Zerwał się i wyjrzał przez okno. Na wysokości parapetu rozciągał się lekko spadzisty, pokryty łupkiem dach. Nocne niebo przesłaniały ponure chmury. Jak zawsze. Dach był całkowicie pusty.
Nagle w kuchni rozległ się jakiś hałas – jakby dwa garnki obiły się o siebie. Dave chwycił leżący na stoliku służbowy pistolet, sprawnym ruchem włożył magazynek i ruszył bezszelestnie w głąb mieszkania.
Hałas powtórzył się. Dave błyskawicznie zapalił światło i stanął w drzwiach do kuchni w pozycji do strzału. Duży, szary szczur na szafce wystraszył się i czmychnął pomiędzy łyżkami i garnkami – wywołując jeszcze więcej hałasu – prosto do dziury za zmywarką.
Dave opuścił broń i pokręcił głową, śmiejąc się w myślach z własnej głupoty. Od czasu wczorajszej akcji na cmentarzu był jakiś nieswój.
Niespodziewanie, szczur wybiegł z kryjówki w popłochu i, nim Dave zdążył się obejrzeć, zniknął za rogiem. Garnki ponownie zaczęły drżeć i brzęczeć, łyżki obijały się o siebie, a światło zaczęło mrugać. W końcu jeden talerz przesunął się wzdłuż całego blatu i z impetem uderzył w ścianę, rozbryzgując się na milion kawałków.
I wszystko ucichło.
Dave jeszcze przez kilka minut stał oniemiały na środku kuchni, zanim sztywnym krokiem człowieka, który przed chwilą doświadczył traumy, wrócił do łóżka i położył się spać.


Poltergeist, cz. 4 z 7

Dave siedział jak struty przy swoim biurkiem w wydziale specjalnym. Patrzył tępo w jeden punkt, nie mogąc zapomnieć o minionej nocy. Jedyna jego zewnętrzna aktywność sprowadzała się do regularnego drapania w ramię prawej ręki.
Dave. – Usłyszał znajomy głos i ktoś przysiadł na jego biurku. To był Bryan. – Znasz już najnowsze wieści? Ten facet z cmentarza popełnił samobójstwo.
David natychmiast oprzytomniał i odwrócił się w stronę przyjaciela.
Samobójstwo? Jak to?
Jeszcze nie wiemy. Wygląda to tak, jakby się udusił... sam. – Bryan spojrzał na zegarek. – No, muszę lecieć. Trzymaj się, stary. – Klepnął go w plecy. – Będę cię informował.
I odszedł. Ale Dave wcale nie był tymi informacjami zachwycony.


Poltergeist, cz. 5 z 7

Gdy wziął prysznic, poczuł się trochę lepiej. Dziwne wydarzenia minionej nocy wydawały mu się teraz zaledwie złym snem. Martwiła go tylko ta rana na ramieniu. Przestała już swędzieć, ale zaczęła boleć. I paskudziła się.
Stojąc przed lustrem, badał dokładnie zaczerwienione miejsce. Zawsze był zdrowy i dobrze zbudowany. A co, jeśli to...
Potrząsnął głową, odrzucając te myśli. Jutro po prostu pójdzie do lekarza i dowie się, w czym rzecz.
Ubrał się i poszedł w stronę kuchni. Kolacja była już właściwie gotowa. Gdy Lisa przyjdzie, wystarczy tylko podgrzać sos i makaron i...
Stanął w drzwiach do kuchni, nie wierząc własnym oczom. Talerze były porozbijane, garnki leżały na podłodze, a sos boloński spływał rozbryzgany z szafek i ścian.
Czy to naprawdę mógł być szczur?
*

Wpuścił ją do środka, zamknął drzwi i pomógł jej zdjąć płaszcz. Jeszcze nigdy nie wyglądała tak seksownie. Miała na sobie krótką czarną sukienkę, która opinała ciasno jej ciało i... zastanawiał się, czy miała na sobie w ogóle coś jeszcze.
Wejdź – wykrztusił.
Lisa uśmiechnęła się z zachwytem, widząc elegancko przygotowany stół dla dwojga, oświetlony tylko blaskiem świec.
Makaron trochę nie wyszedł... Masz ochotę na zupkę chińską?
Spojrzeli sobie w oczy i Dave myślał, że za chwilę oboje wybuchną śmiechem, ale zamiast tego Lisa zbliżyła usta do jego ucha i wyszeptała:
A może po prostu ty masz ochotę na mnie?
Wpadli sobie w objęcia i wylądowali na ścianie. Lisa oplotła jego biodra nogami, a on wchodził w nią raz za razem i oboje pojękiwali z rozkoszy.
Po chwili było po wszystkim.
Lisa, z cudownie zmierzwionymi włosami, rzuciła mu gorące spojrzenie.
Może trochę się ogarnę, zanim coś zjemy. – I poszła do łazienki.
Dave spoglądał za nią w ciemność, wciąż uspokajając oddech. Nagle rozległ się jej krzyk:
Ty gnojku! – I usłyszał jak otwiera drzwi i zbiega po schodach na dół.
Ruszył za nią, ale to, co zobaczył w otwartych drzwiach do łazienki, zatrzymało go w miejscu. W środku, na lustrze, widniał wysmarowany sosem do spaghetti napis: Zjem Twój płód.
Dave poczuł, że serce przestaje mu bić. Poznali się z Lisą zaraz po tym, jak poroniła...


Poltergeist, cz. 6 z 7

Miał dzisiaj wolne. I bardzo dobrze. Zdążył już pójść do lekarza, zdążył zrobić badania, a godzinę temu zaparkował przed biblioteką. Kobieta przyjmująca zamówienia w czytelni trochę się zdziwiła, gdy rozgorączkowany poprosił o wszystko, co ma jakikolwiek związek z cmentarzem Greyfriars i poltergeistem, ale cóż – on potrzebował informacji i to tak szybko, jak to możliwe.
Siedział teraz nad stosem gazet i książek i z każdą chwilą to, co czytał, napawało go coraz większym przerażeniem. Mackeznzie był prawnikiem na dworze Karola II i zasłynął z okrucieństwa, z jakim przesłuchiwał i zabijał zbuntowanych przeciwko religijnej władzy króla Konwenantów. Wyrywanie paznokci, przypalanie, a potem podtapianie i bicie do krwi należały do standardowych metod wymuszania zeznań. Tych, którzy mimo wszystko nie chcieli przyjąć zwierzchnictwa króla, zamknął na całą zimę w ogrodzonej wysokim murem części cmentarza, tworząc pierwszy w Europie obóz zagłady – na 250 lat przed działaniami Hitlera. Kiedy Mackenzie umarł, pochowano go właśnie tutaj.
Dalej było już tylko gorzej. W 1998 roku szukający schronienia włóczęga włamał się do krypty Mackenziego i sprowokował ducha do działania. Od tej pory poltergeist regularnie atakował odwiedzających mauzoleum turystów. Dave przeczytał kilka nagłówków w starych numerach Edinburgh Evening News:
Turyści wyszli z siniakami, zadrapaniami i pręgami.
Po wizycie w Czarnym Mauzoleum kobieta dostała ataku padaczki.
Nieznana siła przycisnęła zwiedzających do ziemi.
Szkocki cmentarz – 80 ataków ducha w ciągu ostatnich 18 miesięcy.
W 2000 roku na cmentarz przybył wielebny Colin Grant, by dokonać egzorcyzmów. Kilka tygodni później zmarł na atak serca. Tuż przed śmiercią powiedział: Tę kryptę trzeba...
Dave'a oderwała od lektury zmiana na ekranie tableta – przyszła wiadomość z kliniki. Wynik był pozytywny. POZYTYWNY. To znaczy, że miał raka... Cholera jasna, miał na ramieniu raka!
Zabuczał jego telefon. Dzwoniła siostra. Dziwne, nie odzywała się od dawna.
Tak? – odebrał, nie zwracając uwagi na karcące spojrzenia innych czytelników.
Dave... Och, Dave... – zaczęła Susan łamiącym się głosem. – Chodzi o mamę... – Chwila przerwy. – Nie żyje.
David zakończył połączenie i powoli powrócił wzrokiem do przerwanego zdania w książce. Wielebny Grant powiedział: Tę kryptę trzeba zniszczyć.


Poltergeist, cz. 7 z 7

Praca dowódcy jednostki specjalnej jest niebezpieczna, ale ma też pewne zalety. Na przykład, zapewnia dostęp do całego arsenału broni i materiałów wybuchowych.
Dave przepchnął się na przód grupy turystów, grożąc bronią odebrał przewodnikowi klucze i zamknął za sobą bramę Więzienia Konwenantów, odcinając się od pozostałych. Nie zwracając uwagi na ich krzyki, niespiesznie podszedł do drzwi krypty. Westchnął, po czym otworzył je i wszedł do ciemnego wnętrza. Na posadzce położył torbę, a obok latarkę, skierowaną tak, by mógł dobrze widzieć, co robi. Ostrożnie wyjął owalny szary pojemnik – a potem drugi, trzeci i czwarty – i zaczął rozlokowywać je w rogach mauzoleum. Następnie przeciągnął pomiędzy nimi kable i podłączył wszystkie do przypominającego pilota urządzenia, które umieścił na środku krypty. Drugie takie samo wziął ze sobą i już chciał wyjść, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie, a do środka wpadli uzbrojeni po zęby policjanci z drużyny specjalnej – JEGO drużyny – i pojmali go szybko i skutecznie.
Nie! – wrzeszczał Dave, kiedy wyciągali go na zewnątrz – Nieeeeee! Muszę ją zniszczyć!
Po chwili on i jego krzyki znikli, a do mauzoleum z zawieszoną na płaszczu odznaką wszedł Bryan. Skierował światło latarki na ładunki wybuchowe, a potem omiótł nim sklepienie i ściany... i poczuł się jakoś dziwnie...

Koniec
Nie Twój klimat? To może przeczytaj Camera obscura

8 lip 2012

TAK SIĘ ZARABIA, SYNU

Człowiek w białym kitlu pochylał się nad leżącym na metalowym stole ciałem. W półmroku kostnicy wyglądał jak doktor Frankenstein dokonujący swego dzieła.
Do zwłok mężczyzny podłączone było mrowie malutkich elektrod, a profesor Sherman właśnie instalował ostatnią.
A potem wcisnął ENTER i ciało nagle drgnęło. Trup otworzył oczy, wstał, wyrywając pajęczynę przewodów i uniósł w triumfie ręce, krzycząc:
Ja żyję!
Następnie zwrócił się do siedzącego nieopodal przed laptopem nastolatka.
Synu – rzekł – połowę pieniędzy z ubezpieczenia możesz przelać na konto profesora Shermana!
Po czym wybuchnął histerycznym śmiechem.


Koniec

11 cze 2012

CAMERA OBSCURA, cz. 1 z 5


Otworzył oczy.
Ale nic nie widział...
Było tak ciemno, jak nigdy przedtem w jego życiu.
Leżał na twardej podłodze.
O Boże, a jeśli stracił wzrok?!
Chciał zerwać się na równe nogi, ale poczuł, że jest niemiłosiernie obolały. Usiadł powoli. Zaczął podnosić dłonie, by przetrzeć oczy i coś szarpnęło go za nadgarstek. Wymacał żelazną obręcz... a dalej ciężki, chropowaty łańcuch.
Był przykuty do muru!
Zaczął gorączkowo przesuwać wolną dłonią po powierzchni ściany. Była zimna i wilgotna.
Nagle poczuł skurcz, jakby dopadł go potworny głód. Złapał się za brzuch.
Zorientował się, że nie ma na sobie koszuli.
Nie miał na sobie niczego! Cholera jasna, gdzie jego garnitur?
Znowu skurcz. Tym razem mocniejszy. Aż jęknął z bólu. Zaraz potem jego głowa zrobiła się ciężka i stracił przytomność.


Camera obscura, cz. 2 z 5

Kiedy się ocknął, znów leżał na zimnej posadzce w tym samym, ciemnym miejscu. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo było tam chłodno.
Jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Aż łańcuch zadzwonił o kamienną podłogę.
Łańcuch...
Poruszył ręką. Łańcuch był wyrwany ze ściany. Leżał swobodnie, z jednej strony przyczepiony do jego ręki, a z drugiej – do spoczywającego luzem kawałka muru. Wymacał wgłębienie.
Ileż siły ktoś musiał w to włożyć!
Zgrzytnęło i w ciemności pojawił się mały, jasny prostokąt. Na ścianę padł wąski słup przeraźliwie jasnego światła. Przez chwilę w prostokącie coś się poruszało, a potem ruch zanikł, pozostawiając otwór do połowy przesłonięty ciemnym owalem.
Ktoś go obserwował.
Hej – rzucił w stronę judasza ochrypłym głosem. Ponieważ odpowiedziała mu cisza, wstał i, nie zważając na ból mięśni, ruszył żwawo w kierunku źródła światła.
I potknął się. Upadł, boleśnie obijając sobie bark.
Rozmasowawszy go, zaczął po omacku szukać przeszkody, która go powaliła. Znalazł coś miękkiego.
Miękkiego i dużego.
Zadrżał, gdy wymacał twarz. Zszedł niżej i wyczuł piersi. To była kobieta.
Przyłożył koniuszki palców do jej szyi, nachylił się nad ustami... była martwa.
Potknął się o trupa!
Nagle usłyszał trzask i małe okienko zamknęło się, a snop światła zniknął. Podniósł się natychmiast i podbiegł tam, waląc z wściekłością pięściami w pogrążone w ciemności drzwi.
Wtedy znów to poczuł. Ból, jakby trawił go gigantyczny głód. Zgiął się wpół, chwytając za brzuch... i odpłynął.


Camera obscura, cz. 3 z 5

Poczuł mdły odór. Znów było ciemno, po świetle ani śladu. Nie miał ochoty wstawać. Zaczął rozmyślać. Przypomniał sobie, jak wysiadał z samolotu na lotnisku w Bogocie; jak blondynka z dużymi cyckami witała go w recepcji kliniki; jak obudził się w...
Chryste.
Przypomniał sobie wszystko. Ten odór... był nie do wytrzymania.
Odszukał zwłoki kobiety. Wymacał jej twarz... Była zmasakrowana. W poliku wyszarpana był dziura; z brzucha wylazło kłębowisko zimnych flaków.
Zwymiotowałby... gdyby miał czym.
Dotknął jej dłoni – brakowało kilku palców. Wzdrygnął się, gdy coś miękkiego otarło się o jego rękę. Zaraz potem poczuł kłujący ból. Błyskawicznie wycofał dłoń. Szczur pisnął, ale nie puścił jego kciuka. Przeciwnie – wgryzł się jeszcze mocniej.
Wtedy coś w niego wstąpiło. Chwycił zwierzę, oderwał je wraz z kawałkiem własnego palca i cisnął nim szaleńczo o ścianę.
W ciemności rozległo się głośne, mokre „plask!”.
Okienko natychmiast otworzyło się, wpuszczając świetlisty promień. Lecz on nawet nie drgnął. Klęczał bez ruchu, wpatrując się z nienawiścią w wypełniony światłem otwór.
A ból w jego brzuchu narastał. Rozchodził się po całym ciele.
Obezwładniał go.
Aż odrzucił głowę w tył i zemdlał.


Camera obscura, cz. 4 z 5

Gdy obudził się po raz kolejny, od razu wstał i zaczął chodzić wzdłuż ścian, obmacując gorączkowo każdy centymetr muru. Znalazł mnóstwo głębokich rys i wgłębień, jakby coś poorało ściany pazurami i, jakby ktoś uderzał w nie szaleńczo czymś wyjątkowo twardym.
Miał wrażenie, że widzi zarys drugiego końca celi. Jego oczy musiały przyzwyczaić się już do ciemności.
Wyszedł na środek pomieszczenia i odszukał rozrzucone w nieładzie, obgryzione kości – jedyne, co pozostało po nieszczęsnej kobiecie.
Wybrał kość strzałkową i podszedł do żelaznych drzwi. Oparł się o nie plecami.
Gdy okienko otworzyło się ze zgrzytem, przez chwilę nie działo się nic.
A potem z szaleńczym krzykiem odkręcił się i wbił kość prosto w środek judasza, a zawtórował temu drugi krzyk – krzyk bólu...


Camera obscura, cz. 5 z 5

Dowódca brygady szedł powoli, rozglądając się po laboratoryjnym korytarzu. Ściany były umazane krwią; po podłodze rozrzucone były resztki ludzkich narządów.
Były jeszcze świeże.
To musiało się stać dosłownie na chwilę przed ich przybyciem. To takie smutne, że, gdy po tylu latach wreszcie namierzyli ich kryjówkę, spóźnili się o piętnaście minut, by zastać ich przy życiu.
A teraz zbierali po budynku ludzkie szczątki i, co gorsza, nie wiadomo było, kto to wszystko zrobił.
Popchnął przekreślone krwawą kresą drzwi i wszedł ostrożnie do małego gabinetu. Na biurku znalazł porzucony w nieładzie, oprawiony w elegancką skórę dziennik. Zatrzymał wzrok na otwartej stronie i zaczął czytać:
To koniec eksperymentu. Niedoszacowaliśmy zagrożenia, nie byliśmy w stanie nad nim zapanować. Gdy zwabiliśmy obiekt pod pretekstem tygodniowego pobytu w klinice regeneracyjnej, byłem pewien, że wszystkie zabezpieczenia dopięte są na ostatni guzik. Okazało się jednak, że to nie wystarczy...
Szukaliśmy go przez wiele lat. Gdy zobaczyłem pierwszy atak, byłem zafascynowany. Ten człowiek całkowicie tracił panowanie nad sobą i świadomość tego, co robi. W warunkach ekstremalnego odosobnienia z opanowanego biznesmena zmienił się w krwiożerczą bestię, pragnącą tylko zaspokajać swoje żądze. Dostarczyliśmy mu zwłoki jednej z wieśniaczek zmarłych na plantacji marihuany. Dobry Boże, co on robił z tą kobietą, zanim ją zjadł...
Z dnia na dzień ataki stawały się coraz bardziej gwałtowne, aż wreszcie jego ukryte predyspozycje całkowicie wzięły górę nad jego człowieczeństwem. Zdołał się wydostać... i teraz jest gdzieś tutaj. Słyszę krzyki moich współpracowników dochodzące z korytarza. Krzyki przerażenia i agonii... Jeśli uda mi się wyjść z tego cało, wyjadę jak najdalej stąd i świat już więcej o mnie nie usłyszy.
Mam tylko nadzieję, że gdzieś, na którymś kontynencie, nie ma więcej takich jak on – ludzi z „genem złej krwi”...
Profesor V.

Koniec
Nie musi być ciemno, żeby było zimno - przeczytaj Szron

16 maj 2012

ZAPŁATA

Torba z narzędziami uderzyła z brzękiem o ziemię. Wbił szpadel w świeży grunt i zaczął energicznie kopać.
 Oddasz mi to  powiedział.
Księżyc świecił jasno. Na cmentarzu nikogo więcej nie było. Mężczyzna wyrzucał za siebie grudki ziemi.
 Masz coś, co należy do mnie...
Ostrze łopaty uderzyło w coś twardego. Odłożył szpadel i sięgnął po łom.
Otworzywszy wieko trumny, jęknął z rozkoszy. Wbił nóż w suchą skórę zwłok i pracował intensywnie. Po chwili uniósł dłonie wysoko nad głowę. trzymał w nich skurczony organ, kształtem przypominający ziarno fasoli.
Jego upiorny śmiech jeszcze długo unosił się po okolicy.
Na nagrobku było napisane: Zmarł po przeszczepie nerki od anonimowego dawcy.


Koniec

7 kwi 2012

SZRON, cz. 1 z 6

Jasna cholera, ale zimno! – mężczyzna w T-shircie potarł ramiona. Jeszcze nigdy w LA nie było takiego mrozu. Przednią szybę jego Challengera pokrył szron. W nocy musiały być chyba mniej niż 32 stopnie!

Popatrzył z niedowierzaniem na swój samochód, zaparkowany obok rozłożystej erytriny i pokręcił głową. Wyszukał gdzieś w schowku skrobaczkę – jeszcze nieużywaną – i, trzęsąc się z zimna, zaczął zdejmować ze szkła cienką białą warstwę.

Już skończył i chciał wsiąść do auta, gdy, w mgnieniu oka, całą szybę pokryła kolejna warstwa szronu.

Zaklął i sięgnął gołą ręką, by zetrzeć to cholerstwo, ale ledwie go dotknął, poczuł w dłoni przeszywający ból. Odskoczył jak oparzony i upadł na parkingowy asfalt. Jego przedramię, zmrożone na kamień, oderwało się i roztrzaskało o ziemię w drobny mak. Mężczyzna krzyknął i przycisnął zsiniały kikut do piersi.

W tej samej chwili rozległ się chrzęst i szron pokrył cały samochód. Challenger osiadł z jękiem, jakby puściły naraz wszystkie łączenia.

Białe paskudztwo przeniosło się na asfalt. Mężczyzna widział, jak dywan szronu rozrasta się, zmierzając w jego stronę.

Miał dużo szczęścia – zemdlał na chwilę przed tym, gdy dopadła go śmierć.

Czytaj dalej

Szron, cz. 2 z 6

Ethan bawił się telefonem, wpuszczając jednym uchem smęty nauczycielki.

...natomiast to, co możemy zaobserwować na szybach samochodów, choć niekoniecznie w Kaliforni – uśmiechnęła się na myśl o udanym żarcie – nazywa się szron. Powstaje, gdy...

Chłopak, znudzony, odwrócił głowę w kierunku okna. I z zaskoczenia aż zamrugał oczami.

...tak zwana konwergencja. Ma ona miejsce, gdy...

Proszę pani – przerwał jej Ethan, nie odrywając wzroku od szyby. Nauczycielka zamilkła w oczekiwaniu – Czy szron może pokrywać ptaki?

Cała grupa podążyła za jego spojrzeniem. Trawa i drzewa na szkolnym podwórku pokryte były srebrzystobiałą warstwą, która lśniła w promieniach południowego słońca. Pokryte nią były również gołębie, siedzące nieruchomo na gałęzi. Jeden z nich przechylił się i spadł, roztrzaskując się na drobne kawałki. Szron natychmiast zaczął się rozszerzać. Wspiął się z trzaskiem na ścianę szkoły i zakrył okna.

I nagle ucichł.

Wszyscy wstrzymali oddech.

Po chwili szyby pękły i drobiny zmrożonego szkła wsypały się do środka. Uczniowie zerwali się z krzykiem i rzucili w stronę drzwi. Jeden z nich kuśtykał niezdarnie o kulach, ciągnąc za sobą nogę w gipsie. Ktoś zawrócił, szarpnął za bluzę i pociągnął go na korytarz. Drzwi zamknęły się w ostatniej chwili. Oblepiony szronem gips pokrył się siatką pęknięć i opadł w kawałkach na parkiet.

Czytaj dalej

Szron, cz. 3 z 6

Billy miał okienko, ale nie wyszedł na boisko. Ostatnio w ogóle rzadko tam bywał. Siedział w pustej klasie od chemii i czekał. W końcu drzwi otworzyły się i stanęła w nich ONA. Poczuł, jak ciepło rozchodzi się po całym jego ciele.

Była taka seksowna!

Uśmiechnęła się, zamknęła za sobą drzwi i podeszła do niego uwodzicielsko. Wstał i chciał się przywitać, ale ona położyła mu palec na ustach. Potem rzuciła torebkę na ławkę, odgarnęła włosy i uklękła, sięgając do jego rozporka.

Billy wypuścił powietrze. Zamknął oczy i rozkoszował się tym, co mu robiła. A była w tym naprawdę dobra.

Nie obchodziło go, co myślą o nim jego koledzy. Nie obchodziło go, co myślą dyrektor i rodzice. Wszyscy domyślali się, że spotyka się z nauczycielką, ale to nie było ważne. To idioci. Tylko ona naprawdę się liczyła; tylko ona go rozumiała. Jedynie ona potrafiła rozmawiać o dziełach transcendentalistów.

I tylko dzięki niej zaliczył poprzedni rok.

Oddychał głośno. Krew pulsowała mu w żyłach, szumiało mu w głowie. Walczył, by wytrzymać jak najdłużej. Przez chwilę miał wrażenie, że słyszy odległy trzask. Nie ważne, było już tak blisko. Czuł wspaniałe ciepło, coraz bardziej i bardziej...

I nagle poczuł chłód.

Otworzył oczy. Była nieruchoma, pokryta czymś dziwnym... Była całkiem zmrożona!

Billy wyciągnął go szybko. Marleene dosłownie rozpadła się na kawałki. Chłopak zdusił okrzyk przerażenia i wskoczył na ławkę. Miejsce, w którym przed chwilą stał, natychmiast pokrył skwierczący szron.

I zaczął się wspinać w górę...

Czytaj dalej

Szron, cz. 4 z 6

Billy myślał tylko o jednym – jak zachować życie.

Nie, on nie myślał – działał instynktownie. Przeskakiwał z jednej ławki na drugą, a zabójczy szron podążał za nim. Pokrywał każdy stół, na którym on stanął, jak myśląca istota, po czym rozkruszał go i przechodził na następny, nie dając chłopakowi chwili na wytchnienie.

Znalazł się na ostatniej wolnej ławce. Obejrzał się. Szron był tuż za nim. W akcie desperacji przykucnął i wybił się, skacząc w stronę jedynego miejsca, które mu pozostało – stojącego wzdłuż ściany regału z cieczami. Mebel zachwiał się pod jego ciężarem, ale nie runął. Billy znów spojrzał za siebie. Szron rozkruszył ostatnią ławkę i, z nienaturalnym, przerażającym trzaskiem zbliżał się do stóp regału.

Chłopak zaczął wspinać się do góry, opierając stopy i dłonie o półki. Szklanki i menzurki spadały z brzękiem na podłogę. Zabójczy szron syczał złowrogo, gdy napotykał ich zawartość, ale nie zatrzymywał się.

Nagle Billy zamarł. Jego ręka nie napotkała wyżej już żadnej półki, której mógłby się złapać. Cholera jasna, czy to możliwe, żeby miał tak skończyć? Przecież czekało na niego w życiu jeszcze tyle... wszystkiego!

Znowu trzask. Billy stracił nadzieję. Podciągnął się po raz ostatni i usiadł skulony na szczycie regału, czekając na śmierć.

Ale śmierć nie nadchodziła...

Minęła chwila. Potem jeszcze jedna. Wreszcie Billy odważył się otworzyć oczy.

Szron pokrywał całe pomieszczenie. Podłoga i ściany lśniły warstwą morderczego mrozu. Ale jego linia kończyła się nagle na wysokości drugiej od góry półki regału. Billy zobaczył, że leży tam przewrócone naczynie, a ciecz, która się z niego wylała, skutecznie powstrzymuje ekspansję dziwnego szronu. Chłopak spojrzał na karteczkę przyklejoną do szklanki i przeczytał: Roztwór samandyny. Odetchnął z ulgą. I zaczął płakać. Bo właśnie przypomniał sobie o Marleene.

Czytaj dalej

Szron, cz. 5 z 6

Samochody ślizgały się na całej szerokości jezdni. Zderzały się ze sobą, wjeżdżały w drzewa i budynki. Każdy, który się zatrzymał, natychmiast zostawał pokryty warstwą szronu i kruszał, wraz z pozbawionymi szansy na ucieczkę pasażerami. Przechodnie wspinali się na drzewa. Krzyczeli. Wyły syreny.

Miasto było pogrążone w chaosie.

Czytaj dalej

 

Toplista: Najlepsze Horrory w Necie
Toplista: Opowiadania
Toplista: Straszne historie