27 paź 2009

Granica bólu cz. 3 z 6

To właściwie nie była sala, tylko mały pokój. Z każdej strony drzwi stało jedno łóżko. Razem: dwa. W przeciwległej ścianie tkwiło duże okno, zabezpieczone od zewnątrz żeliwną kratą.

– Będę tutaj sam? – Jack zwrócił się do pielęgniarza, który pomagał mu usiąść.

– Nie – padła odpowiedź – Leży tu jeszcze pan Craftman. Jest teraz na zabiegu u doktora Damspella.

Mężczyzna nakrył go kocem i poprawił poduszkę. Następnie podszedł do drzwi i, zatrzymując dłoń na klamce, dodał:

– Ale proszę się nie martwić. Niedługo wróci.

Jack chciał zadać kolejne pytanie, lecz pielęgniarz spojrzał na niego w taki sposób, że aż krew zamarzła mu w żyłach. I wyszedł.

W pokoju zapanowała cisza. Dziennikarz potrząsnął głową, uniósł ją lekko i, krzywiąc się, jeszcze raz dokładnie ułożył poduszkę. Potem leżał tylko bez ruchu i patrzył, jak za kraciastym oknem zapada zmrok.

*

Pana Craftmana przywieźli jakieś dwie godziny później. Starszy człowiek był nieprzytomny, a jego poorane zmarszczkami oblicze zdradzało głębokie cierpienie. Znani już Jackowi sanitariusze przenosili właśnie chorego z wózka na sąsiednie łóżko. Ale tym razem dostrzegł jeszcze jedną, nową postać. Do połowy schowany w cieniu, w otwartych drzwiach stał wysoki człowiek o bladej skórze i surowej, podłużnej twarzy. Na oko mógł mieć około pięćdziesięciu lat. Jego czarne włosy były zaczesane – nie, raczej zalizane – na boki, rozchodząc się od biegnącego dokładnie przez środek głowy przedziałka. Dłonie trzymał splecione z tyłu korpusu, odzianego w biały kitel. Tak, to musiał być on. Oto właściwa pora, by zaatakować.

– Doktor Damspell?

Mężczyzna w jednej chwili, niczym zaniepokojony ptak, odwrócił ku niemu głowę i zmrużył stalowoszare oczy. Postąpił o dwa kroki do przodu, ale nie powiedział ani słowa. Patrzył.

– Przepraszam, że przeszkadzam... – Jack poczuł się bardziej niż nieswojo pod czujnym wejrzeniem lekarza – Wiele o panu słyszałem i... Krótko mówiąc, chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o teorii granicy bólu.

Smukła sylwetka chirurga przysunęła się do wezgłowia jego łóżka. Doktor Damspell wyciągnął kościstą dłoń i uniósł nieco wiszącą tam kartę pacjenta.

– Pan Jack Hedgehorn – zaczął czytać na głos – Ogólne potłuczenia, brak urazów wewnętrznych. Obserwacja. Czy jest pan dziennikarzem?

Jacka zatkało. Wywnioskował to ze szpitalnego raportu?

– Z pewnością nim pan jest – zabrzmiał znowu powściągliwy akcent – Zadaje pan za dużo pytań.

Jack zerknął ukradkiem na Craftmana. Cały tułów starca owinięty był grubymi bandażami. Miał wrażenie, że zaczynają przesiąkać krwią...

– Niestety, ja nie lubię prasy. Najdonioślejsze osiągnięcia nauki potraficie przekształcić w tanią sensację. Dlatego was tępię – wciąż paraliżował Jacka wzrokiem – Proszę zapamiętać, panie Hedgehorn, tępię takich jak pan.

Doktor odłożył tabliczkę, machnął ręką na pielęgniarzy i wszyscy trzej opuścili salę. Co za przerażający człowiek! Ten szpital coraz mniej się Jackowi podobał. Ale już on dojdzie do tego, co się tutaj dzieje. On to wytropi! Gdy tylko poczuje się trochę lepiej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Toplista: Najlepsze Horrory w Necie
Toplista: Opowiadania
Toplista: Straszne historie