Granica bólu cz. 3 z 6
To właściwie nie była sala, tylko mały pokój. Z każdej strony drzwi stało jedno łóżko. Razem: dwa. W przeciwległej ścianie tkwiło duże okno, zabezpieczone od zewnątrz żeliwną kratą.
– Będę tutaj sam? – Jack zwrócił się do pielęgniarza, który pomagał mu usiąść.
– Nie – padła odpowiedź – Leży tu jeszcze pan Craftman. Jest teraz na zabiegu u doktora Damspella.
Mężczyzna nakrył go kocem i poprawił poduszkę. Następnie podszedł do drzwi i, zatrzymując dłoń na klamce, dodał:
– Ale proszę się nie martwić. Niedługo wróci.
Jack chciał zadać kolejne pytanie, lecz pielęgniarz spojrzał na niego w taki sposób, że aż krew zamarzła mu w żyłach. I wyszedł.
W pokoju zapanowała cisza. Dziennikarz potrząsnął głową, uniósł ją lekko i, krzywiąc się, jeszcze raz dokładnie ułożył poduszkę. Potem leżał tylko bez ruchu i patrzył, jak za kraciastym oknem zapada zmrok.
*
Pana Craftmana przywieźli jakieś dwie godziny później. Starszy człowiek był nieprzytomny, a jego poorane zmarszczkami oblicze zdradzało głębokie cierpienie. Znani już Jackowi sanitariusze przenosili właśnie chorego z wózka na sąsiednie łóżko. Ale tym razem dostrzegł jeszcze jedną, nową postać. Do połowy schowany w cieniu, w otwartych drzwiach stał wysoki człowiek o bladej skórze i surowej, podłużnej twarzy. Na oko mógł mieć około pięćdziesięciu lat. Jego czarne włosy były zaczesane – nie, raczej zalizane – na boki, rozchodząc się od biegnącego dokładnie przez środek głowy przedziałka. Dłonie trzymał splecione z tyłu korpusu, odzianego w biały kitel. Tak, to musiał być on. Oto właściwa pora, by zaatakować.
– Doktor Damspell?
Mężczyzna w jednej chwili, niczym zaniepokojony ptak, odwrócił ku niemu głowę i zmrużył stalowoszare oczy. Postąpił o dwa kroki do przodu, ale nie powiedział ani słowa. Patrzył.
– Przepraszam, że przeszkadzam... – Jack poczuł się bardziej niż nieswojo pod czujnym wejrzeniem lekarza – Wiele o panu słyszałem i... Krótko mówiąc, chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o teorii granicy bólu.
Smukła sylwetka chirurga przysunęła się do wezgłowia jego łóżka. Doktor Damspell wyciągnął kościstą dłoń i uniósł nieco wiszącą tam kartę pacjenta.
– Pan Jack Hedgehorn – zaczął czytać na głos – Ogólne potłuczenia, brak urazów wewnętrznych. Obserwacja. Czy jest pan dziennikarzem?
Jacka zatkało. Wywnioskował to ze szpitalnego raportu?
– Z pewnością nim pan jest – zabrzmiał znowu powściągliwy akcent – Zadaje pan za dużo pytań.
Jack zerknął ukradkiem na Craftmana. Cały tułów starca owinięty był grubymi bandażami. Miał wrażenie, że zaczynają przesiąkać krwią...
– Niestety, ja nie lubię prasy. Najdonioślejsze osiągnięcia nauki potraficie przekształcić w tanią sensację. Dlatego was tępię – wciąż paraliżował Jacka wzrokiem – Proszę zapamiętać, panie Hedgehorn, tępię takich jak pan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz