24 mar 2010

Grunt to dobrze zjeść, cz. 3 z 7

Adam po raz kolejny wdusił przycisk dzwonka. Dom był staromodny, przynajmniej z zewnątrz. Zadaszona weranda, kraciaste okna, wejście w stylu windsor. Ale to typowe w tej części miasta.

Wreszcie drzwi się otworzyły. Pojawił się w nich wysoki, dość młody mężczyzna. Miał nieogoloną twarz, potarganą czuprynę i był ubrany w szlafrok.

– Sierżant Preppman, wydział zabójstw – przedstawił się Adam – Dzień dobry panu.

– Proszę mi mówić Steve. Zapraszam.

– Adam – sierżant potrząsnął zaoferowaną mu dłoń i weszli do środka.

Gospodarz stanął za blatem dzielącym kuchnię i salon i zaczął mieszać sos w dużej misce. Policjant zajął wygodny fotel obok kominka.

– Właśnie przygotowuję lunch. Zjesz ze mną?

– Jasne, dzięki – Adam chrząknął – Proponuję, byśmy przeszli do rzeczy.

Mężczyzna nie odpowiedział. Wciąż mieszał, nie odrywając wzroku od salaterki. Dodawał tylko co chwila przypraw.

Adam chrząknął raz jeszcze i kontynuował:

– Przede wszystkim, bardzo ci współczuję z powodu śmierci żony, Steve. Wyobrażam sobie, że to dla ciebie prawdziwa tragedia... Niemniej, muszę spytać, jakie były między wami stosunki?

Steven milczał. W końcu odłożył łyżkę i wytarł ręce w małą ściereczkę. Dopiero wtedy spojrzał na swojego gościa i spokojnie rzekł:

– Bardzo dobre. Powiedziałbym nawet, że ostatnio z dnia na dzień coraz lepsze. W zeszłym tygodniu jedliśmy na mieście, po raz pierwszy od prawie trzech lat.

– Gdzie? – Adam wyciągnął notes.

– W tej nowej restauracji w Slate. Nazywa się bodaj Food Chaina.

– Doprawdy? – sierżant wlepił w niego wzrok; to właśnie tam zabrał wczoraj Stacy – Smakowało?

– Mi, owszem – w kuchni rozległ się wysoki dźwięk i krótki trzask. Steven schylił się do kuchenki – Ale Margaret raczej nie bardzo... Zawsze strasznie wybrzydzała. Jakby nie dość, że była wegetarianką.

Ze zgrozą, Adam stwierdził, że mężczyzna wyjmuje z piekarnika dwie porcje dymiącej wołowiny. Postawiwszy je na blacie, uniósł głowę i spojrzał w sufit, jakby się zamyślił.

– Wiesz... właściwie, to ona nigdy do końca nie pasowała do tego domu...

Po czym znowu się ożywił i uśmiechnął do policjanta.

– To jak? Zjesz ze mną mięsko?

*

Gdy zapadł zmierzch, okna starego domu rozbłysły żółtawym światłem. Człowiek za kierownicą zaczynał się niecierpliwić. Wypalił pół paczki papierosów, osiem razy zmieniał radiostację. Przeczytał całą gazetę, nawet nekrologi. Jak długo to jeszcze potrwa?

Nareszcie! Postać w płaszczu wyszła z budynku i wsiadła do samochodu na policyjnych blachach. Po chwili zamigał kierunkowskaz i auto włączyło się do ruchu.

Zapalił silnik i ruszył za nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Toplista: Najlepsze Horrory w Necie
Toplista: Opowiadania
Toplista: Straszne historie