24 gru 2010

Świąteczna opowieść, cz. 4 z 4

Był w swoim gabinecie. Tak, to zdecydowanie wyglądało jak jego gabinet, ale, mimo wszystko, coś było nie tak...

Skąd się wzięła reprodukcja Rembrandta nad stolikiem? A głowa kanadyjskiego łosia zawieszona obok barku? Przecież on nigdy nie był polowaniu, a już na pewno nie widział niczego interesującego w sztuce.

I nagle to zauważył... Przy jego biurku, przy jego własnym biurku, siedział nie kto inny, jak jego najbardziej znienawidzony wróg – Orwell Bentlon!

Bentlon był prezesem konkurencyjnej firmy The Poultrest i nie raz zachodzili sobie nawzajem za skórę. Zwłaszcza, gdy ten skurczybyk wynajął jakichś zbirów, żeby podtruwali jego ptaki. Oczywiście Scruge nie był gorszy, bo niemal rozwalił tamtemu małżeństwo, podsuwając mu tę śliczniutką sekretarkę...

Ale co on tu, do cholery, robi?!

– To jest twoja przyszłość, Ebenezerze – odezwał się duch zza jego pleców – Spójrz na zdjęcie na biurku.

Ebenezer wytężył wzrok. Na mahoniowym blacie stała oprawiona w ramkę fotografia, tuż obok tłustej łapy Bentlona, który właśnie gasił w popielniczce papierosa.

Na tym zdjęciu... znajdował się jego własny grób. Ebenezer Scruge – 1949-2011, głosił napis. Mężczyzna stał jak wryty, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.

– Pan Bentlon przejął firmę po tym, jak zginąłeś zastrzelony przez jednego ze swoich pracowników. To był menedżer, który zachorował psychicznie... z przepracowania.

Scruge wciąż trwał w bezruchu niczym słup soli. W jego wnętrzu toczyła się emocjonalna walka pomiędzy poczuciem skruchy a żądzą zemsty. I właśnie jedna ze stron miała wygrać, gdy...

Drzwi jego gabinetu otwarły się i do środka, jedna po drugiej, zaczęły wchodzić znane mu postacie. Najpierw George pchający wózek ze swoim synem, potem jego sekretarka, była narzeczona, kilku menedżerów, wreszcie jego stara matka i tuzin innych osób, z którymi miał mniej lub więcej wspólnego w całym swoim życiu. Również Bentlon wstał i dołączył do nich, gdy stanęli przed Ebenezerem w równym rzędzie.

Duch zdjął kaptur, ujawniając swoją twarz. Był to jego brat, Joshua, który powiedział:

– Napracowaliśmy się, żeby zorganizować dla ciebie ten świąteczny prezent, Ebenezerze. Zaprosiliśmy do współpracy pana Bentlona i twoich pracowników. Wykorzystaliśmy wspomnienia mamy, która widziała z ukrycia, co zrobiłeś tamtego wieczoru z kotkiem. Musieliśmy dodać środki nasenne do twoich napojów. Ale mamy nadzieję, że tegoroczna Wigilia czegoś cię wreszcie nauczyła...

Minęła dłuższa chwila ciszy, zanim Scruge drgnął, podszedł powoli do barku, nalał i wypił szklankę whiskey, po czym zerwał się do biegu i, nim ktokolwiek zdążył go powstrzymać, wyskoczył przez oszkloną ścianę swojego gabinetu, spadając wraz z tysiącem odłamków szkła w ciemną miejską otchłań.

Gdy jego ciało dotknęło ziemi, przetoczył się kilka metrów po chodniku. Siła uderzenia była tak wielka, że głowa odpadła od korpusu, pozostawiając krwawy ślad na świeżym, lśniącym śniegu.

A dokoła rozciągał się pusty Nowy Jork.

Bo była Wigilia.
Koniec
Nie wierzysz, że ludzie są źli? Przeczytaj Żywe barwy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Toplista: Najlepsze Horrory w Necie
Toplista: Opowiadania
Toplista: Straszne historie