5 gru 2010

Żywe barwy, cz. 5 z 7

W ciemności małego pomieszczenia błyszczała niewielka dioda. Przytwierdzona przy ścianie, tuż pod stropem, emitowała intensywnie niebieskie światło.

Pod nią znajdowała się jeszcze jedna dioda i jeszcze jedna – wszystkie uczepione schodzącej pionowo w dół metalowej rurki.

Trochę niżej rurka rozgałęziała się. Wyrastał z niej prostopadle podobny, lecz grubszy element, odstający od ściany pod kątem 90 stopni.

Na końcu tego stalowego ramienia wisiał wypełniony błękitnym płynem zbiornik, a wychodzące z niego przewody prowadziły do wydającego cichy szum, przypominającego pralkę, urządzenia.

Obok zaś urządzenia stało prowizoryczne szpitalne łóżko. Leżąca na nim kobieta właśnie odzyskiwała przytomność.

– Aaach, hrabina Bielke… Czy też może pani Ovesen, tak powinienem się do pani zwracać?

Mężczyzna, który wypowiedział te słowa, siedział obok na wysokim, jakby wyniesionym z baru, krześle. W prawej dłoni trzymał pędzel, a przed nim znajdowała się skąpana w ostrym świetle lampy sztaluga z płótnem. Obraz odwrócony był do Anny tyłem, więc nie mogła dojrzeć, co przedstawia.

Widziała natomiast, że znajdują się w ciasnym pokoju bez okien – zapewne na poddaszu.

– Nic się nie martw Anno, za chwilę znowu zaśniesz. Chodzi o to, żeby Twoja barwa była wciąż żywa. To dlatego nie mogłem zabić cię wcześniej…

Kobieta podążyła wzrokiem za ruchem pędzla. Malarz umoczył go w wypełniającej płaski pojemnik brunatno-błękitnej cieczy i wykonał parę pociągnięć na płótnie. Przewody wiodące do pojemnika ciągnęły się po podłodze w jej kierunku, wspinały na łóżko i…

O Boże, były podpięte do tkwiącego w jej ręce wenflonu!

Poczuła, że zaraz zwymiotuje, ale nie miała czym… Bezskutecznie próbowała się poruszyć.

– Oj, Anno, Anno – mężczyzna pokręcił głową – Po tak dużej utracie krwi nie stać cię na najmniejszy choćby wysiłek, a co dopiero ucieczkę…

Patrzył na nią przez chwilę uważnie, po czym ryknął salwą szaleńczego śmiechu.

– Jesteś doprawdy tak bardzo naiwna, moja droga! Czy rzeczywiście uwierzyłaś w tę bajkę z Antoinettą Koch? Dziwka, która ją zagrała, cieszyła się jak dziecko, gdy zobaczyła tysiąckoronny banknot.

Wrócił do malowania, a na jego twarzy znów pojawiło się skupienie.

– To tylko dowodzi, jak mało znasz znajomych swojego męża.

Anna wiedziała, że jej ciałem wstrząsa przeszywający ból, ale nie miała nawet tyle siły, aby go poczuć. Podłączona do bezlitosnej aparatury, która w jej własnych żyłach mieszała krew z farbą, czuła tylko narastającą senność.

– Moje dzieło jest prawie skończone. Jeszcze kilka dociągnięć i powstanie to, na co tak długo czekałem! Nawet twój mąż je doceni, nie będzie miał wyboru! Wiesz, profesor Ovesen to doskonały teoretyk, ale on nie rozumie sztuki. Nie czuje jej emocji. On i jemu podobni… Weźmy na przykład naszą dyskusję na temat „Krzyku”…

Malarz mówił dalej, lecz Anna już go nie słyszała. Świat przed jej oczami rozmazał się i po chwili zapadła w sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Toplista: Najlepsze Horrory w Necie
Toplista: Opowiadania
Toplista: Straszne historie