16 lut 2011

Droga przez śniegi, cz. 4 z 6

Nim dotarliśmy do gór, napotkaliśmy jeszcze tylko jedną wioskę. Tym razem towarzysze pozwolili mi pójść ze sobą. Zapadła mi w pamięć starowinka, która, wyrzucona przez Żenę z szałasu, wskazywała mnie palcem i krzyczała „Krowa, krowa!” swoim drżącym głosem.

Nie rozumiałem, o co jej chodzi.

Nazajutrz szlak się urwał, a trzy dni później byliśmy wśród gór.

Jak dotąd nikt nas nie tropił – zapewne nie wysłali za nami wochrowców, przekonani, że zginiemy w syberyjskiej głuszy. Góry to ostatni etap. Jeśli się przez nie przedostaniemy, będziemy uratowani i wolni – dotrzemy do cywilizacji.

Tymczasem pogoda zaczęła się psuć. Niebo zakryły chmury, a wiatr przyniósł śnieżną nawałnicę. Ledwo widząc siebie nawzajem, przedzieraliśmy się przez zawieruchę. Na szczęście Pietrek wypatrzył – a może skądś pamiętał – opuszczony obóz poszukiwaczy złota. To była na wpół przysypana śniegiem chata, zbudowana z mocnych bali.

Schroniliśmy się tam.

Czytaj dalej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Toplista: Najlepsze Horrory w Necie
Toplista: Opowiadania
Toplista: Straszne historie