29 lis 2009

Studnia Śmierci cz. 5 z 7

Z wody wynurzyła się głowa, a zaraz potem następna. Zdjęli okulary i maski.

– Ten idiota popłynął cholernie daleko – wycedził Dylan – Chyba rozumie, że może mu się skończyć tlen?

– Przecież nie raz wspólnie nurkowaliśmy – odpowiedziała Ashley – Na pewno już zawrócił...

Znajdowali się w małej niszy. Jednej z wielu, jakie można znaleźć w wapiennych tunelach.

Dziewczyna zmarszczyła nos.

– Czujesz ten odór?

Pod nimi rozeszła się jakaś wibracja. Po krótkiej chwili jeszcze jedna.

I następna.

Założyli maski i zanurkowali.

Reflektory rozjaśniły mrok ciasnego skalnego korytarza. Znowu poczuli, że woda drży, ale tym razem dobiegł ich również odgłos... Straszliwy skowyt, nienaturalnie wysoki i pełen bólu.

Czym prędzej ruszyli w tamtym kierunku.

*

Dźwięk powtórzył się kilkakrotnie. Peter czekał i uważnie obserwował otoczenie. Krąg światła wędrował po wapiennych ścianach, ukazując wgłębienia, grudki i falujące leniwie kępki porostów. Dokoła panowała ciemność.

Znowu ten pisk.

Pete pokręcił głową i chmura bąbelków uniosła się ku sklepieniu. Miał bogatą wyobraźnię, wszyscy mu to powtarzali. Jeszcze parę metrów i zawróci. Dokładnie przed nim był ostry zakręt. Zobaczy tylko, co jest „za rogiem”.

Pracując płetwami, popłynął do przodu. Gdy pokonał załom, był zaskoczony. Tunel prowadził dalej ostro w dół. Wypełniająca go woda zdawała się być gęstsza i światło reflektora nie docierało daleko. No i cuchnęło tu jeszcze bardziej, niż przy wejściu.

Cóż, do odważnych świat należy! Chłopak pochylił się, po czym zaczął opadać w głąb korytarza.

Po raz kolejny usłyszał ten sam dźwięk. Zakotłowało się. Pete odruchowo chciał się zatrzymać i szukał ręką jakiegoś uchwytu. Złapał smukły przedmiot...

To była kość! Długa, ułamana i... ludzka?! Wypuścił ją z odrazą.

Jeszcze raz wyczuł jakieś poruszenie, chyba coś koło niego przepłynęło. Rozglądał się w mętnej wodzie na wszystkie strony, ale nie był w stanie dostrzec nawet swojej dłoni. Zaczynał wpadać w panikę...

Nagle poczuł potworny ból w okolicy uda. Sięgnął tam, i natychmiast coś ugryzło go w rękę. Ugryzło? Nie miał połowy dłoni! Krew uniosła się w wodzie czarnym obłokiem i przesłoniła resztkę widoczności. Peter czuł w ustach metaliczny smak, zmieszany ze smakiem soli. Szamotał się jak szalony, lecz stworzenia otoczyły go i schwyciły w pułapkę. Jego szeroko otwarte oczy jeszcze długo wpatrywały się w ciemność, gdy silne szczęki ciągnęły go ku dnu tunelu.

*

Victoria czytała tę samą stronę już piąty raz i wciąż nie mogła w to uwierzyć. Czuła, że cała drży, choć nie zrobiło się jeszcze chłodno. Według „Rejestru”, Instytut Badań Zoometrycznych zajmował się zwierzętami z jaskiń, ale takimi, które niegdyś żyły na powierzchni... Ale jak to możliwe? Ptaki, małpy... pekari? Te stworzenia nie mogą przystosować się do funkcjonowania pod wodą; nie w tak krótkim czasie!

– A jednak.

Vicki usłyszała czyjś głos za plecami i książka wypadła jej z rąk. Dygocąc, odwróciła się powoli. Stali tam obaj; profesor i jego muskularny pomocnik. Brodacz w okularach spoglądał na nią zimnym wzrokiem.

– Tak, panienko – powtórzył – One żyją. Istnieją. Stworzenia, których być nie powinno. Majowie od wieków oddają im cześć.

– Jak...? – wydusiła – Jak powstały?

Profesor uśmiechnął się.

– Cenię dociekliwość twojego młodego umysłu – skinął na Brada, który natychmiast podszedł do wyciągarki – I już spieszę z wyjaśnieniem!

Dziewczyna z przerażeniem patrzyła, jak lina, przy akompaniamencie szorstkiego szumu, nawija się z powrotem na szpulę.

– Otóż, w cenotes występują dwa rodzaje wody. Słona, wydobywająca się z pieczar, i słodka, czyli deszczówka. Ponieważ mają różne gęstości, nie mieszają się ze sobą.

Teraz pomocnik otworzył skórzaną torbę i zaczął w niej grzebać.

– Na granicy ich styku świetnie rozwijają się grzyby z gatunku reum areri. Wykryliśmy w nich gen mutujący, który przystosowuje organizmy do życia w środowisku podziemnych źródeł.

W rękach Brada pojawiła się zaplombowana ampułka i strzykawka. Zaczął napełniać ją przezroczystym płynem.

– Trudno w to uwierzyć, ale dawno temu jakieś zwierzęta musiały znaleźć się w tej grocie, pożywić grzybami i wrócić na powierzchnię. Potem wydały potomstwo, które nie mogło już żyć bez areri. A grzybom w to graj! Dzięki temu mogły rozpocząć ekspansję.

Tłoczek strzykawki został delikatnie naciśnięty i kilka kropel cieczy wytrysnęło w górę.

– Gryzonie, gady, płazy, nawet ptaki! Oddychające pod wodą, na wpół ślepe, agresywne... Jestem ciekaw, jak gen mutujący może wpłynąć na człowieka?

Brad był już za nią. Czuła, jak podwija jej rękaw, jak wymacuje żyłę. Zamknęła oczy. Czuła, jak igła zbliża się do skóry...

Potem wszystko potoczyło się szybko. Usłyszała tuż przy uchu charkliwy jęk i uścisk na jej przegubie zelżał. Rozwścieczony doktor wrzeszczał coś w stylu Idioto! Nie wiecie, z czym macie do czynienia!, ale po chwili przestał i coś z łomotem upadło na ziemię.

Cisza...

Gdy wreszcie odważyła się podnieść zaciśnięte powieki, oniemiała ze zdumienia. Naukowcy leżeli bez ruchu. W szyi każdego z nich tkwiła mała, zakończona piórkiem strzałka. Vic aż podskoczyła, gdy w jej polu widzenia pojawił się również młody mężczyzna o ciemnej karnacji. Pochylił się i wyciągnął ku niej rękę.

– Jestem Ernesto – powiedział po hiszpańsku – Pomogę ci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Toplista: Najlepsze Horrory w Necie
Toplista: Opowiadania
Toplista: Straszne historie